Twierdze Krasnoludów Starego Świata
Wiele stuleci przed narodzinami Sigmara, przed powstaniem pierwszych ludzkich wiosek na wschodzie Starego Świata panowała potęga krasnoludów, genialnych inżynierów, górników i metalurgów. Wtedy właśnie wśród szczytów Gór Krańca Świata wznoszone były najświetniejsze budowle globu. Powstawały setki kilometrów korytarzy, a także wspaniałe sale, w których zamieszkać i pracować miały następne pokolenia krzatów. Wiele pokoleń minęło nim budowa wspaniałych królestw została zakończona. Dobry inżynier rozpoznałby wśród murów twierdz krasnoludzkich mijające wieki.
- Tak jest, Sir! Wschodnia Ściana z kamieni wapiennych... Prawdopodobnie z kamieniołomu w Wasserburgu, chyba za króla Gorgina III Rzeźbiącego Młota. Północne tunele zaś z cegły wypalanej. Z moich informacji wynika, że pierwsze warsztaty, w których wypalano cegły powstały w tym rejonie za władania Zaldgarda I... To jest pięć stuleci później. Tak jest, Sir! Zamelduje, gdy będę wiedział więcej. Nie, Sir! Nie jestem zmęczony, to dopiero kilka dni bez spania...
Nie mogło być gorszego upokorzenia dla krasnoludów, niż zdobycie ich wspaniałych miast i ich zdewastowanie. Gdy wyniszczane przez wojny z elfami krasnoludy zostały zaatakowane na tyłach przez gobliny, nie było już w rzeczywistości szans. A mimo to można wspomnieć wiele długotrwałych bitew stoczonych nim twierdze padły. Choćby bitwa o Karaz-a-Karak, kiedy nieliczny oddział krasnoludów otoczony został w swej twierdzy przez gobliny, a w korytarzach podziemi zaczęły pojawiać się podkopy skavenów... Tak długa obrona możliwa była jedynie dzięki wspaniałej konstrukcji podziemnych królestw, dopracowaniu każdego kamienia podtrzymującego tony skał przed zawaleniem się.
Twierdze
Śmieszni zdawać się mogą ci, którzy nazywali twierdze krasnoludów kopalniami. Tym cudom architektury i pomysłowości daleko było do zwykłego wyrobiska. Były to całe, ogromne podziemne państwa-miasta, w których znalazło się miejsce zarówno na mieszkania, warsztaty pracy, kopalnie i wyrobiska, jak i świątynie i pałace. Niewielu jednak mogło obejrzeć te miejsca. Krasnoludy dobrze zabezpieczały swe królestwa zarówno przed wścibskim okiem ciekawskich, jak i toporem wroga. Przede wszystkim krasnoludy potrafiły odpowiednio ukryć twierdze. Były one piękne, ale każdy krzat uważał, że ich wspaniałość powinni podziwiać jedynie wybrańcy. Kamuflaż był często bardzo skomplikowany. Nadziemne części budowli były stylizowane na ruiny lub posągi. Oczywiście na powierzchni budowano jedynie strażnice i posterunki. Podziemia miały zawsze przynajmniej cztery wejścia. Każdy krasnolud wiedział, że ten, kto wchodzi do "jaskini" o jednym wyjściu, zasługuje na śmierć w niej. Jedno wejście było często słabiej ukryte lub wręcz widoczne. Budowano tak pod koniec epoki krasnoludów, kiedy twierdze miały albo wystarczającą obronę, albo wejście owo wcale nie prowadziło do królestwa. Częstokroć przeradzało się w labirynt korytarzy bez wyjścia, najeżony setkami pułapek i niebezpieczeństw. Krasnoludy nazywały je Tol Thereth. Kolejne wrota - jedne z trzech najważniejszych - nazywane były Tol Abrad, czyli Brama Południowa. Określenie to równało się z Bramą Główną. Były to główne wrota do kompleksu. Tylko za nimi znajdowały się pomosty i windy, którymi można było wprowadzić istotę większą od humanoida (choćby konia). Brama główna wychodziła na południe przede wszystkim dla celów obronnych. Gdyby okazało się, że trzeba walczyć w polu, wróg mógłby poczekać, aż słońce zaświeci w oczy obrońcą (gdyby brama wychodziła na wschód lub zachód) lub, aż zerwie się silny wiatr (tzw. Północny Zięb), który często powiewał w Górach Krańca Świata. Jeżeli doszłoby natomiast do walki wewnątrz kompleksu, obrońcy mogli długo utrzymać przeciwnika wśród wind i elewatorów, zarzucając go gradem strzał i pocisków. Kolejna brama - Tol Bardal - Brama Królewska. Zawsze była pięknie zdobiona, lecz niewidoczna dla przeciętnego oka. Często wykuta w skale z taką precyzją, że trudno było ją nawet odróżnić od reszty krajobrazu. Najsłynniejsza Tol Bardal wzniesiona została w Karak-Varn, gdzie zamknięte wrota niczym zupełnie nie różnią się od skały, a aby je otworzyć, potrzeba za pomocą odpowiedniego pryzmatu pokierować promieniem słonecznym tak, aby trafił w wyznaczony punkt. Ostatnia brama - Tol Gilandil - Brama Inżyniera. To właśnie była ostatnia droga ucieczki dla krasnoludzkich dzieci w czasie natarcia. Jednakże rzadko korzystano z niej w ten sposób. Jeżeli miasto zostało oblężone, to właśnie stąd wysyłano sabotażystów, którzy mieli uszczuplić siły wroga. Brama ta miała najwspanialsze położenie strategiczne, gdyż umiejscawiano ją częstokroć kilka kilometrów od głównej części twierdzy. Zresztą, aby nią przejść w jedna lub drugą stronę, trzeba było pokonać ogromny labirynt.
Jeżeli chodzi o nadziemne strażnice, to nigdy nie posiadały one wyjścia na zewnątrz. Krasnoludy budowały je na zboczach górskich tak, że przypominały bardziej wspaniałe tarasy, niż punkty obronne. Często roztaczał się z nich piękny widok... Jednakże pozory mogą mylić. Z pomocą dobrego sprzętu krasnoludzki wartownik miał widok na kilkanaście lub kilkadziesiąt (a czasem nawet więcej) kilometrów obszaru i mógł zawiadomić mieszkańców o niebezpieczeństwie już na kilka dni przed jego przybyciem. Oczywiście ze strażnic ciężko było dostrzec pojedynczego jeźdźca, jednakże kilkunastoosobowy oddział był już celem wystarczająco dużym... Co dopiero mówić o armii. Innym rodzajem posterunków były tak zwane "Przytupki". Były to małe wioski, całkowicie odcięte od głównej części twierdzy, a wybudowane tuż pod gruntem. Zwykle przebywało w nich kilku do kilkudziesięciu żołnierzy z rodzinami. Pracowali tam często jako zbrojmistrze lub górnicy, kiedy zaś nadeszło wrogie wojsko, oceniali jego liczebność i jakość, a następnie wysyłali gońca do Tol Galandil. Reszta żołnierzy mogła później posłużyć do ataku na pozycje dział oblężniczych wroga. Tak zorganizowana linia pierwszej obrony i informacji była bardzo przydatna czego dowiodły pierwsze starcia z orkami, kiedy większość krasnoludów zajęta była ciężkimi bojami z elfami.
Trzeba zaznaczyć, że twierdze krasnoludzkie w większości budowane były w głębi gór tak, że przed okiem niechcianej istoty broniły ich także pobliskie masywy. Można dojść do wniosku, że w takim wypadku użyteczność "Przytupek" lub tarasów malała. Otóż nie. Trzeba pamiętać, że tarasy były budowane bardzo wysoko, a każdy krasnoludzki obserwator był bardzo dobrze wyposażony w lunety. Oczywiście w mgliste dni jego szanse na dostrzeżenie czegoś mniejszego od tysięcznej armii były nikłe. Wtedy jednakże krasnoludy musiały polegać na "Przytupkach", które budowano na najważniejszych szlakach, a można nawet rzec, że na wszystkich przejezdnych. Jednakże dobry zwiad wroga mógł oczywiście odkryć niewielkie wioski, a pokonanie nielicznych żołnierzy nie było problemem nawet dla małego podjazdu. Jednakże twierdza nie milczała jeżeli z jakiegoś posterunku nie przychodziły żądne wiadomości w należnym czasie. Od razu zaczynały wrzeć przygotowania do obrony. Należy zaznaczyć, że przynajmniej połowa z takich alarmów okazywała się fałszywymi, a goniec przybywał kilka dni później. Władca nie był jednak pobłażający w tej sprawie. Winnego czekał sąd wojenny, a jeżeli nie znalazły się okoliczności łagodzące, czekało go wygnanie. Wielu krasnoludów nie czekało na sąd, decydując się odejść i podjąć znany wszystkim zawód. Imiona tych, którzy odeszli z własnej woli były jednak zapisywane w księdze poległych, a nie w księdze zdrady. Krasnoludy uważały, że takie coś pomoże w zmyciu winy, kiedy wojownik stanie w końcu przed Grungnim.
Przyjmijmy jednak, że pojawił się wróg na tyle silny by zagrozić twierdzy. Minął pierwsze posterunki jeszcze na 5-6 dni przed dotarciem do twierdzy. Od razu wysłano gońców. Pobiegli różnymi drogami dla zwiększenia szans. Nie wszyscy przedarli się obok wojsk wroga. Wielu dostało się do niewoli. Wiedzieli jednak dużo wcześniej jakie jest ryzyko. Wróg nic z nich nie wyciągnie... To pewne. Dwa dni później wroga dostrzeżono z tarasu. Tego samego dnia wpadł pierwszy, zdyszany goniec. Ogłoszono alarm, król został wezwany ze swych prywatnych komnat, kapłani zależnie od kultu zaczęli przygotowania do obrony, wzmacnianie magicznie murów i maszyn lub nawoływanie oddziałów do walki. Specjalnie wyznaczeni wojownicy stworzyli małe grupy uderzeniowe i zaszyli się w kryjówkach wokół twierdzy. Krasnoludy w swej historii przeważnie miały do czynienia z liczniejszym wojskiem wroga. Dlatego musiały polegać na męstwie i sprycie. Gońcy roznieśli już wieści do bliższych posterunków, rozdając różne rozkazy. Część żołnierzy miała od razu wracać do twierdzy, inni zostać i obserwować, a w razie potrzeby powiadamiać o zmianach, najodważniejsi zaś dostawali najcięższą misję. Mieli zaczekać na wojska, a następnie ściągnąć je do Tol Thereth. Częstokroć misja taka stawała się misją samobójczą. Właśnie teraz trzeba nadmienić o świątyniach i kuźniach kowali run. Kapłani odgrywali ogromną rolę w życiu krasnoludów. Nie tylko odprawiali ceremoniały, leczyli i przekazywali wolę bożą, ale także brali czynny udział w walkach. Część przygotowań przedstawiłem już wyżej. Jednakże istniały inne zadania. Dzień przed prawdopodobnym starciem kapłani bogów miłosierdzia zabierali wszystkie dzieci, większość kobiet i starców i kierowali się do Bramy Inżyniera. W podziemnych świątyniach - wspaniałych kompleksach ogromnych sal nieustannie odprawiano nabożeństwa. Wszyscy kapłani, którzy nie brali udziału w czynnych przygotowaniach, wznosili modlitwy o pomoc boską. Wszystkie świątynie krasnoludzkie budowane były w podobny sposóbm, zaś ich wielkość wskazywała na poważanie względem danego boga. Kształtem przypominały kwadrat z tym, że jedna ściana przy samym końcu zwężała się odrobinę - po bokach znajdowały się pomieszczenia kapłanów, a także święte miejsca przechowywania relikwii. Można rzec, że wielkość świątyni zależała od popularności danego kultu w twierdzy. Przykładowo słynną świątynię Grungniego w Karaz-a-Karak można obejść marszem w 3-4h, jej bok liczy prawie 1,5 kilometra! Wracając jednak do natarcia, władca twierdzy mógł zdecydować się w różny sposób poprowadzić obronę. Mógł wywieźć swoje wojska w pole i liczyć na atak z lepszych pozycji. Rzadko jednak do tego dochodziło. Krasnoludy szybko nauczyły się, że pozostawienie twierdzy bez obrony jest błędem. Lekcja ta zaczęła się, gdy gobliny zostały wsparte przez skaveny w trakcie oblężenia Karaz-a-Karak. Krasnoludy zostały zaatakowane ze swej własnej twierdzy. Najczęściej więc walka prowadzona była z wnętrza twierdzy. Na licznych mostkach i wśród kompleksów wind znajdujących się za wejściami, krasnoludy mogły długo powstrzymywać przeciwnika. Jeżeli to nie pomogło, desperaci próbowali wywieźć grupki nieprzyjaciół do odciętych korytarzy podziemnych miast i tam zasypać ich tonami gruzu. Oczywiście wszystko stawało się dużo prostsze, gdy przeciwnik wybrał złą bramę i wśród labiryntów Tol Tereth stracił znaczną część swojego wojska.
Może jednak skończmy z teoriami na temat wojny i przygotowania twierdz do odparcia ataku, a powróćmy do samej architektury królestwa. Każda "kopalnia" rozbudowywana była najczęściej wokół miasta, które później stawało się centrum twierdzy. Krasnoludy w swym kunszcie tworzyli wspaniałe, nieopisane stolice swych twierdz. Pełne były one kuźni, posągów, każda uliczka była idealnie równa innej. Trzeba też pamiętać o umiłowania krasnoludów do ogromnych, wysokich sal, wypełnionych potężnymi schodami, kilkupoziomowych. W każdym mieście budowano pałac. Był to zwykle najpiękniejszy budynek, siedziba władcy i wszystkich arcykapłanów kultów, a także mędrca. O wspaniałościach pałaców władców krasnoludzkich mówi wiele pieśni. W mieście zamieszkiwała też elita społeczności krasnoludzkiej. Tu jednak trzeba pojąć, kogo krasnoludy uważały za godnego takiego wyróżnienia. Nie był to na pewno nikt, kto zgromadził największe skarby, gdyż pieniądz, jako forma płatności rzadko występowała wśród społeczeństwa niskiego ludu. Zwykle byli to mistrzowie rzemieślniczy, najlepsi kowale, płatnerze i jubilerzy. Miejsce dla siebie znajdywali tam również bohaterowie, wsławieni w obronie twierdzy. Każdy wybraniec musiał sam postawić swój dom, zaś jego piękność świadczyła właśnie o wspaniałości samego budowniczego. Tej zasady musieli przestrzegać zarówno inżynierowie, jak i wojownicy. Według starego porzekadła, każdy krasnolud winien znać się na górnictwie i budownictwie.
Miasto stołeczne było dostępne dla wszystkich krasnoludów. To tutaj władca przemawiał do swoich poddanych, także tutaj odbywały się hucznie obchody wszystkich najważniejszych świąt. Wokół stolicy szybko powstawały całe sieci korytarzy, w których niektórzy budowali swe domy lub warsztaty. Wokół stolicy wykuwano również większość głównych świątyń i ogromne warsztaty. Tylko nieliczni mogli pozwolić sobie na prowadzenie swojego prywatnego warsztatu, większość krasnoludów pracowało wspólnie w ogromnych halach, co zresztą przynosiło ogromne zyski. Wśród krasnoludów zamieszkujących twierdze nie znane było pojęcie zdrady, czy oszustwa, pieniądze i handel wymienny pojawił się po to, aby ukazać, kto więcej pracuje. Jednakże wszystkie złe cechy miały dopiero zawitać w progi krasnoludzkich królestw, skłócić ich mieszkańców i tym samym spowodować ich klęskę. Dalej wokół ogromnych pomieszczeń budowano mniejsze podziemne osadki, w których zamieszkiwali przede wszystkim górnicy. Był ku temu jeden ważny powód: kopalnie rud, kruszców i kamieni, z których brał początek cały przemysł, znajdowały się daleko od stolicy, więc i pracujący w nich górnicy musieli mieszkać od niej dalej. W tych wioskach również tworzono kaplice i świątynie. Niewielu w dzisiejszych czasach zdaje sobie z tego sprawę, ale religia w życiu każdego krasnoluda odgrywała naprawdę ogromną rolę. Krzat, który splugawił imię jakiegokolwiek bóstwa zwykle sam odchodził z twierdzy by nie plugawić swoją obecnością reszty swej rodziny.
Gdy inżynierowie natrafili na jakieś większe wzniesienie, rozpoczynali pracę drążenia w gorę. Kiedy już przekroczyli poziom morza o dobre kilkaset metrów, przebijali się na zewnątrz tworząc piękne tarasy, ale i wartownie oraz strażnice (zależnie od usytuowania względem któregoś z wejść). W niektórych miejscach budowano także konstrukcje nadziemne, przede wszystkim wieże, które stojąc na uboczu mogły stać się idealnymi siedzibami astronomów i bardzo nielicznych czarodziei. W okolicy niektórych tarasów budowano również małe kompleksy mieszkalne, które mogły zapełnić się krasnoludami, gdy te potrzebowały chwili odpoczynku. Tak naprawdę miejsca te prawie cały czas stały puste, gdyż żaden honorowy krasnolud nie chciał przyznać się, że potrzebuje odpoczynku, że przepracował w kopalni już 200 lat i że nie widzi już prawie nic... Wolał umrzeć w kopalni, zasnąć i już nigdy się nie obudzić lub osunąć do szybu... Po takiej śmierci jego imię było zawsze zapisywane złotem na kamiennych tablicach ustawionych w samym pałacu. Taka śmierć przynosiła rodzinie zaszczyt. Tarasy w późniejszych czasach czasem zapełniały się gośćmi z zewnątrz lub wojownikami, którzy musieli leczyć rany po powrocie z wyprawy wojennej.
Pisząc artykuł o twierdzach krasnoludzkich nie można zapomnieć o rodzinach krasnoludzkich. Otóż królestwo zwykle wznosiły dwa lubiące się rody (czasem jeden, jeszcze rzadziej trzy). Tutaj trzeba jednakże zaznaczyć, że rodziny krasnoludzkie były bardzo liczne. Stosunki w rodzinach były bardzo surowe, ale każdy krasnolud lubował się w ich dokładnym przestrzeganiu. Ojciec rodziny nie zawsze był osobą najstarszą w rodzie, był krasnoludem, który najwięcej przysłużył się twierdzy lub jej mieszkańcom. Władca był wybierany co sto lat i dokładnie co jeden wiek zmieniana była rodzina rządząca. Krasnoludy z rodu, który aktualnie sprawował władze musiały trzymać się jeszcze surowszego kodeksu. Niektórych może zdziwić, że zasady te nigdy nie zostały spisane, były po prostu wpajane krasnoludom od urodzenia, tak jak ludziom tłumaczy się jak chodzić, tak krasnoludom mówiono, dokładnie, kto w hierarchii rodziny stoi pod nimi, a komu są zobowiązane służyć. Przez wiele wieków żaden z krasnoludów nie złamał choćby w najmniejszym stopniu żadnej z zasad, ale kiedy ziarno chaosu wykiełkowało w podziemnych królestwach, tutaj również zaczęły pojawiać się czarne owce. W pierwszej fazie, krasnoludy uchybiały zwykle regulaminu w gniewie lub po alkoholu, szybko więc się zbierały i ruszały w świat wykonywać znany wszystkim zawód, jednakże później pojawiły się grupy, które łamały regulamin i nic sobie z tego nie zrobiły. Młode pokolenia krasnoludów przestały przestrzegać zasad, które wyniosły tą rasę na szczyty. To był początek upadku rasy inżynierów. Wiele jeszcze miało minąć czasu zanim ich kultura sięgnęła bruku. Do walki o przestrzeganie kodeksu powołano grupę inkwizytorów Grungniego. Rekrutowani oni byli z szeregów kapłanów boga krasnoludów. Ich kompetencje przekraczały nawet władzę królewską... I rzeczywiście, zdarzyło się dwa razy, że inkwizytor ukarał władcę twierdzy. Kary były przeróżne, ale większość uczynków kwalifikowała się jednak do wyroku śmierci lub banicji. Najgorsza była jednak kara marmuru... Jeżeli członek rodu dokonał jakiegoś naprawdę podłego czynu, jego nazwisko zostawało zapisane na czarnej, marmurowej płycie, którą następnie kruszono na kilka części toporem i umieszczano w pobliżu świątyni Grungniego. W ten sposób ukarana zostawała cała rodzina. Często zdarzało się tak, że karę marmuru nakazywał inkwizytor pochodzący z rodu, którego nazwisko miało zostać pohańbione. Prawo krasnoludów było jednak nieugięte, a inkwizytorzy nie czuli litości nawet przed sobą. W dzisiejszych czasach, gdy krasnoludy częściej zamieszkują miasta ludzi, niż podziemne twierdze, inkwizytorzy nadal wykonują swoją powinność, często odnajdując winowajców w miastach, daleko od twierdz. Rola inkwizytorów zresztą poszerzyła się poważnie. Teraz poszukują oni również krasnoludów, którzy, nawet nie związani z twierdzą, plugawią imię Grungniego.
Yodri
komentarze
displayComments();
?>