|
|
|
|
|
"Syndrom Gotreka" - rozważania nad genezą.
"Syndrom Gotreka"... któż z nas nie zetknął się z tym problemem podczas sesji. Całe niebezpieczeństwo tego archetypu zachowań polega na tym, że pojawia się na pewnym etapie (raczej na początku kariery rpg'owej) u każdego z nas i wyeliminować jest go raczej ciężko.
Z problemem tym spotyka się prawie każdy MG. Ja sam miałem nieprzyjemny epizod z osobą, która po pierwsze uważała, że wie wszystko o erpegach i że ja mogę się wiele od tej osoby nauczyć. Poza tym cierpiała na wyjątkowo złośliwy przypadek Syndromu. Był to przypadek do tego stopnia beznadziejny, że osobnik ten grał krasnoludem i zgadnijcie jak się nazywał... tak nazywał się Gotrek co dla mnie jest już niemiłym przegięciem, a przede wszystkim brakiem inwencji.
Ale nie w tym tkwi problem. Problem tkwi w tym, co to tak naprawdę jest Syndrom Gotreka i jak z nim walczyć. Najkrócej Syndrom można scharakteryzować tak: co drugie zdanie wypowiadane przez gracza brzmi "wyjmuje topór i atakuje" lub u tych "bardziej ambitnych", jak mój rzeczony kumpel "atakuje".
Najgorzej jak choroba ta złośliwa dopadnie początkującego gracza. Nie chce go ona wtedy opuścić przez dłuuugi czas, bo wydaje się takiemu delikwentowi, że cała radość warhammera polega na zabijaniu coraz to nowych bandytów i bogu ducha winnych ludzi. Wtedy każda napotkana osoba staje się potencjalną ofiarą makabrycznej zbrodni.
Lecz skąd się bierze ów Syndrom. Musi być przecież jakaś przyczyna, dla której prawie wszyscy gracze wpadają w jego sidła. Powód, który sprawia, że jest to już "choroba środowiskowa". Otóż mało doświadczeni gracze są ogarnięci manią tworzenia "postaci doskonałych". Nie przejmują się realnością rozgrywki, nie przejmują się tym, aby ich postacie były autentyczne i "prawdziwe". Nie stawiają na klimat świata, wczuwanie się w postacie, tylko chcą dopisywać na karcie coraz to więcej PD'ków. Pamiętam jeszcze, jak przeglądałem podręcznik po raz pierwszy w życiu parę lat temu i mówiłem "hmmm... < >, <>, <>... co za idiota tworzy takie postacie. Ja będę krasnoludem z wielkim lśniącym toporem i będę ganiał wszystko co nie spierdala na drzewo" (to cytat, wiec przepraszam za wulgaryzmy). I tu tkwi podstawowy błąd. Gracz nie rozumie, że równie dużo radości może dać mu na przykład kłótnia z szynkarzem, czy misja szpiegowska, gdzie jeżeli uronisz kroplę krwi zginiesz śmiercią tragiczną.
Lecz Syndrom nie jest winą, jedynie mrzonkami o idealnym bohaterze graczy. Jest to też efekt (oczywiście niezamierzony, ale tragiczny w skutkach) działań MG. Tak, tak moi drodzy! Mistrzowie, uważajcie na Gotreków i postępujcie z nimi ostrożnie. Otóż błąd mistrzów polega na pobłażliwości. Nawet jeżeli BG uwikła się w jakąś sytuację bez wyjścia, mistrz (tu także mówię o tych mało doświadczonych) stara się go wyplątać. I nie dlatego, że jego czyste serce nie zazna ukojenia, jeżeli skaże on na śmierć swojego przyjaciela z ławy szkolnej, a dlatego, iż myśli on, że śmierć BG spowoduje albo konieczność zaczynania gry od nowa i cała zabawa z głowy (więc trzeba ciągnąć tez wózek nawet jeżeli nie ma kół), albo rozłam w szeregach drużyny i kłótnię. A to również błąd. Z takimi graczami trzeba postępować zdecydowanie, ale ostrożnie. Tłumaczcie im, że i tak już nie mają wyjścia i powiedzcie co zrobili źle. Napuśćcie na nich parę razy jakichś super-herosów, nie dlatego by rozmazali ich po całym Imperium, a dlatego, żeby zmusić ich do ucieczki. Niech się przyzwyczają do uciekania. Albo do strategicznego unikania walki.
Lecz czy Syndrom zawsze ma negatywny wpływ na rozgrywkę? Nie! Syndrom może bardzo urozmaicić grę. Oto bowiem wyobraźcie sobie drużynę, jaką miałem rok temu. Marzenie każdego MG. "Gotrek" (ów skrajny przypadek, o którym już mówiłem), krasnolud inżynier, który nie potrafi operować żadną bronią oraz minstrel, który nie umiał operować niczym, bo jego lutnia także brzmiała jak źle kopnięty kot.
Pierwszy zawsze rwał się do przodu, a że jestem wredny, zawsze dostawał po dupie. Dwaj ostatni zawsze unikali walki. Lecz robili to tak wspaniale, że potrafili mnie mile zaskoczyć. Bywały takie sytuacje, że rozpętywali ogromną bitwę między dwiema osadami, po czym uciekali z pola rzezi, chowali się za krzakiem, czy inną nierównością i czekali. A Gotrek dostawał tęgie baty w bitwie.
Lecz jest to krótkotrwała korzyść. Jeżeli taki gość nie zrozumie, że jego zachowanie jest po prostu śmieszne, to rozgrywka stanie się monotonna i po prostu nudna.
Po jakimś czasie na ogół, ludzie "chorzy" dostrzegają swój błąd i nawet jeżeli dalej grają wojownikiem (oczywiście ci też muszą istnieć w Starym Świecie, bo bez nich także byłoby nudno), to zaczynają używać swojej odrętwiałej długim schorzeniem łepetyny. I wtedy dopiero robi się cudownie.
Jeżeli natomiast taki delikwent nie pójdzie po rozum do głowy, to zostaje ci tylko rozwiązać tą durną drużynę i poszukać ludzi, którzy traktują erpegi poważnie.
Bo musicie zrozumieć (tutaj apel do "żółtodziobów"), że co prawda warhammer jest odskocznią od egzystencji naszej marnej, lecz jest również jej synonimem. Nie można idealizować tego świata. Jest on pełnoprawnym wymiarem, różniący się jedynie natężeniem rozrywki. Ale i tutaj MUSZĄ występować dobre i złe strony życia. Wszyscy muszą mieć wady, jak i zalety. Jeżeli ten świat będzie dla was zbyt hojny i zbyt "tolerancyjny" popadniecie w nudę. I koniec!
Yader
Przejdź dalej
|
|
|
|
|
|