|
|
|
|
|
|
Tawerna pod Kulawym Hugonem
Historia |
|
Tawerny |
Wszystko zaczęło się przed stu dziesięcioma laty, kiedy to niejaki Helwart Bremer kupił mały lokal przy magazynie nr 24b na Angelnstrase. Helwart niegdyś był kapitanem
statku Gregorian, który został zatopiony podczas ataku piratów. Helwart w czasie zaciekłej
bitwy morskiej stracił nogę. Dostał się do niewoli, gdzie jako nieprzydatny kaleka został, nie wart złamanej
korony na targu niewolników i o zbyt małej randze by brać za niego okup, został pozostawiony na pierwszej
wyspie jaką mijali.
Dlaczego go nie zabito,
dlaczego kapitan okazał się tak miłosierny? Nic z tego. Piraci musieli uzupełnić zapasy
wody, a Helwart korzystając z chwili nieuwagi wskoczył do wody i uciekł. Jego czyn szybko się wydał,
ale nikt się nie spieszył z pogonią za kulasem, tak więc zostawiono go na pewną śmierć. Po miesiącu z
wyspy zabrał go statek płynący ku jego wielkiej radości do macierzystego portu Helwarta.
Tam też podjął wszystkie oszczędności i kupił mały lokal od schorowanego właściciela, który z radością
powitał jedynego chętnego do zakupy rudery jaką posiadał. Za zupełnie przyzwoitą cenę,
Helwart stał się właścicielem Śniętej Makreli, rozsypującej się rudery, z większą ilością
szczurów niż gości.
Tak się wszystko zaczęło. Mimo kalectwa, Helwart wziął się ochoczo do roboty. Wiedział, że jak nie
będzie klientów, to straci lokal, a kaleka na ulicy, bez środków do życia nie żyje zbyt długo.
Pierwszą rzeczą jaka poświadczyła o nowym właścicielu, było przemianowanie lokalu na
Tawernę pod Kulawym Hugonem
Pierwszą rzeczą jaka się kojarzyła z lokalem to kulawy barman, a spośród słynnych kulasów i kalek
niewątpliwie najbardziej znanym jest Hugon, toteż tak właśnie została nazwana tawerna. Kilka pierwszych miesięcy
uzmysłowiło Helwartowi, że podniesienie standardu lokalu, wprowadzenie dobrej obsługi, lepszego kucharza,
czy też podawanie dobrego wina, rumu czy wódki nic nie da. Klientela lokali przy dokach to
biedni, głodni i spragnieni marynarze oraz pracownicy portowi, którym ani w głowie halfińscy
kucharze, elfi śpiewacy czy czyste kufle. Ich interesowały tanie i sute posiłki, sprośne piosenki i
pełne kufle. Helwart walcząc z widmem nadchodzącej plajty wpadł na dobry pomysł. Poeksperymentował nieco
z różnymi alkoholami i ku swojemu wielkiemu zdziwieni stworzył nowego "drinka", który zapewnił mu byt i
sławę. Mieszając w różnych proporcjach krasnoludzki spirytus, zmielony i wyciśnięty czosnek, kilka
ziół, przefermentowaną jarzębinę i kilka innych składników, stworzył Kulawego Hugona, drinka, który zapewnił mu przetrwanie.
Drink okazał się piekielnie mocnym i mało komu "wchodził" bezkarnie. Zwykle już trzeci wykluczał
z zabawy, a piąty powalał z nóg.
Helwart ogłosił konkurs "Na najmocniejszą głowę", w którym nagrodą
było tyle alkoholu ile będzie się w stanie wypić. Tego wieczora lokal pękał w szwach jak mało kiedy.
Przybyło kilkudziesięciu entuzjastów rozmaitych trunków, ludzi, krasnoludów a nawet jeden gnom.
Poprzez eliminację w piciu spirytusu do finału dostało się dwóch krasnoludów i jeden człowiek,
którzy to wypili ogromne wręcz ilości krasnoludzkiego specjału (lekko zaprawiony dla smaku). Finał i rozstrzygnięcie
miały nastąpić na trzeźwo następnego dnia. I tym razem sala się zapełniła, a do kasy wpadło sporo
brzęczących monet. Tegoż dni po raz pierwszy nastąpiła prezentacja Hugona. Helwart
ogłosił, że jeśli któryś z mistrzów dotrzyma ósmego drinka, ten dorzuci 20 zk i beczkę trunku.
Ostatnim, który utrzymał się na nogach był Yrold, miejscowy krasnolud, a było to przy siódmym
drinku.
Zawody i Kulawy Hugon szybko przyniosły sławę (na lokalnym podwórku) Helwartowi i zapewniły
stałą klientelę. On sam prowadził lokal bez mała 15 lat, przed śmiercią sprzedając go (wraz z przepisem
na Kulawego Hugona) Stephanowi Tormanowi, który to podtrzymał tradycję, zachowując
"unikalny" charakter lokalu, jako taniej rudery dla typowego moczymordy, marynarza, podróżnika czy robotnika.
Stephanowi nie dane było długo cieszyć się tawerną. Podczas jednej z licznych bójek doszło do pożoru, który
podsycony spirytusem szybko zajął większą część lokalu. Szczęściem strop nie runął, ale straty i tak były znaczne.
Torman z trudem odbudował tawernę, która straciła wiele ze swojego pierwotnego stanu, stając się jeszcze
bardziej obskurną. Stephan nie mógł wiele wydziwiać, gdyż wpakował się w poważne długi. Marne ławy, liche stoły,
brud, pajęczyny i szczury. Wszystko się pogorszyło, wszystko z wyjątkiem Kulawego Hugona. Ten niezmiennie ostro
dawał po łbie, wchodził równie topornie, smakował jak zawsze. Tawerna podupadła, klientelę nieco wywiało, Stephan
ledwo wychodził na swoje. Nie stać go było nawet na pomywacza, toteż wszystko robił sam, z małą pomocą Gertrudy, byłej
kurtyzany, która uciekłwszy od swojego "opiekuna" znalazła pracę u Tormana.
Mijały dni, miesiące, lata. Dzień za dniem w swojej zabójczej monotoni, z powolną ale destrukcyjną
siłą odciskał swoje piętno na tawernie. Klientela wyrystalizowała się do tego stopnia, że o lokalu
zwykło się mawiać "niebezpieczny". Ilość bójek, mordobić wzrastała szybko. Zatrudniona za
ostatnie grosze ochrona, składająca się z najgorszych szumowin i łajdactwa była w stanie
tylko wynosić pobitych, ba czasem nawet zadźganych i z trudem radziła sobie z ognistymi temperamentmai
gości, a właściwszym byłoby powiedzieć, że sobie nie radziła. Proste krzesła i stoły,
w skutek bójek i bijatyk zastąpiły proste zydle i niemalże nieohelwane dechy. Stephan
wiedział, że i tak długo nie postoją, toteż nie trudził się z zakupem sprzętów lepszej jakości.
Nieremontowana tawerna szybko zaczęła odkrywać swoje niezasklepione po pożarze rany. W piwnicy
pojawiła się pleśń, stropy zaczęły nieco gnić, brud i szczury na trwałe zaczęły
wpisywać się w pejzarz lokalu. Podupadły na zdrowiu Stephan machnął na wszystko ręką,
czekając tylko kresu swoich dni. Kolejni kucharze odchodzili, a ich miejsca zastępowali
jeszcze gorsi, jeszcze bardziej obrzydliwi, brudni i zachlani. Przed śmiercią Stephan
oddał lokal swojemu kuzynowi Rudolfowi. Ten nie interesował się nim wcale, oddając wszystko
w ręce Gertrudy, kucharza Kochiego i nowego barmana Wolfganga. Ci nie czując nad sobą bata właściciela
hlali, obijali się doprowadzając lokal do stanu, jaki mamy dzisiaj.
Kuchi szczyci się tym, iż podaje szczura na 6 sposobów, Wolfgang rozlewa trunki marnej jakości,
Gertruda roznosi to czym raczą gości obdarzyć jej współpracownicy. Nikt nie dba o porządek, higienę
czy chociażby bezpieczeństwo. Lokal to typowa melina i miejsce spotkań typów spod ciemnej gwizady. To tutaj
załatwia się ciemne interesy, to tutaj kumulują się co większe brudy miasta. Z drugiej strony to właśnie
w Kulawym Hugonze można znaleźć potrzebne informacje, zdobyć nielegalne dobra, czy wręcz wynająć kogoś do brudnej roboty.
|
|
|
|
|
|
|