Główna
Warhammer ogólnie
Królestwo
Biblioteka
Kopalnia
Elfie siedliszcze
Obóz goblinoidów
Bestiariusz
Laboratorium Maga
Karczma
Akademia wojny
Komnata wiedzy
Gildia błaznów
Galeria
Rozdroża

Techniki manipulacji
Wypożyczalnia bagażników dachowych





Kapela: Moonspell
Tytuł płyty: Wolfheart

Piosenki:
1. wolfshade
2. love crimes
3. ...of dream and drama
4. lua 'd inferno
5. trebaruna
6. vampiria
7. an erotic alchemy
8. alma mater
9. *ataegina

Nierówna jest płyta Portugalczyków oj nierówna. Jedna kompozycja zwala cię z nóg a z twojej szczęki robi wielki kanion, po to by następna pokazała ci jak wiele brakuje chłopcom z moonspell do szczytu formy. Ale i tak jest to najlepsza płyta (według mnie) w ich gotyckiej karierze. Nie ma tu już zalatujących amatorszczyzną tekstów typu "goat on fire my desire" co im się zdarzało, jest za to klimat. Choć w niektórych miejscach skutecznie popsuty.
Zaczynamy więc kawałkiem "Wolfshade"... i nasuwa sie dygresja: dobre! a po następnych kilku taktach: dobre ale nudne! Potem "Love crimes" i... coraz lepiej! Dalej mamy "...of dream and drama" również produkcje "tylko dobrš" by następnie wysłuchać fantastycznej, instrumentalnej "lua 'd inferno". Pišta w kolejności jest "trebaruna" - perełka... perełka jakich mało na tej płycie! coś wspaniałego! Nie będę opisywał bo nie ma sensu. tego trzeba posłuchać!! Dalej sztampa: "vampiria", która nie wiem czemu uwielbiajš moi kumple... nie wiem czemu bo jest to piosenka skrajnie nudna. poziom nudy sięga zenitu, a twój organizm zaczyna zapominać co to adrenalina, by dostać jej niewielkš dawkę przy następnym kawałku. "An erotic alchemy" jest znowu "tylko dobra". Nic dodać nic ująć. Lecz dalej jest już genialnie!! "Alma mater" uzmysławia nam czemu tak naprawdę zdecydowaliśmy się kupić tę płytę. Ale to jeszcze nic. Oto wielkimi krokami, gdy nieznaczne już tylko echa "matczynej uczelni" rozbrzmiewają w twej pamięci, nadchodzi piosenka, dla której warto zapłacić za tą płytę każdy grosz. Ci, którzy mnie znają wiedzą, że taki ze mnie fan gotyku jak z koziej dupy trąbka, lecz nawet teraz przy tym kawałku odpływam. Coś wspaniałego. Żwawa, skoczna fujareczka na początek obiecuje wiele i obietnice spełnia z nawiązką. Tekstu portugalskiego ni cholery nie rozumiem, ale to nie przeszkadza mi odbierać emocji autora w 100%. Czysty profesjonalizm... naprawdę. Zakochałem się w tym utworze dozgonnie. Wystarczy chyba ze napisze, iż kiedyś, skacząc przy jej taktach, rozpieprzyłem sobie łeb o ścianę w domu mojego kumpla na zakrapianej imprezie...
Płytę gorąco polecam chociażby ze względu na 5 i 9 kawałek! warto posłuchać, mimo, że umiejętności muzyków pozostawiają wiele do życzenia.

*tylko na płycie (nie ma jej na kasecie)



Dzialalnosc zawieszona