Główna
Warhammer ogólnie
Królestwo
Biblioteka
Kopalnia
Elfie siedliszcze
Obóz goblinoidów
Bestiariusz
Laboratorium Maga
Karczma
Akademia wojny
Komnata wiedzy
Gildia błaznów
Galeria
Rozdroża

Techniki manipulacji
Wypożyczalnia bagażników dachowych





Kapela: Jefferson Airplane
Tytuł płyty: White Rabbit

Piosenki:
1. High Flyin' Bird
2. Today
3. She Has Funny Cars
4. Don't Slip Away
5. Plastic Fantastic Lover
6. 3/5 Of Mile In 10 Seconds
7. Ride
8. Get Together
9. It's No Secret
10. Somebody To Love
11. The Other Side Of This Life
12. White Rabbit
13. My Best Friend

Przed napisaniem tej recenzji miałem największe obiekcje z dotychczasowych, w mojej karierze recenzenta na łamach KSS. No bo w końcu moja rola nie ogranicza się li tylko do opisywania płyt. O nie! Ja je jeszcze - często ku swej zgryzocie - muszę wybrać... i to wybrać nie ze względu na to, która jest najlepsza, a ze względu na to, która nadaje się pod Warhamca.
I tu pojawia się problem. Bo Jefferson Airplane (jeśli ktoś nie zna tej kapeli to jego strata!!!) jest zespołem o tyle genialnym, co mało klimatycznym.
Dla ludzi, którzy ich nie znają mówię, iż jest to legenda lat '60 i '70, odrobinę zapomniana i niedoceniana w Polsce (być może ze względu na swój pronakotykowy charakter). Jeśli oglądaliście film "Telemaniak" ("Cable Guy") to możecie kojarzyć kawałek "Somebody to Love", który to kawałek Jim Carrey z takim zapałem śpiewał na imprezie.
No dobra... tak więc czemu znowu postanowiłem wykazać się odwagą w doborze (waszego) ewentualnego repertuaru, i opisać zespół, którego muzyka niezbyt dobrze pasuje do klimatu? Ano dlatego, iż jest to zespół po prostu wybitny. Ja wiem, że rock lat '60 był krzykliwy, wrzaskliwy, i że się nie nadaje (do rpg'ów oczywiście, bo do słuchania jest idealny), lecz wystarczy wysłuchać kilku utworów, aby rozkochać się w muzykach z Jefferson (a w szczególności w pięknej wokalistce J), i aby rozbudzić w sobie zapał do podpasowania tej muzy za wszelką cenę. Taki to zapał rozbudził się i w mej osobie, dlatego pomimo własnych niepewności postanowiłem opisać wam tę płytę.
No i (jak na stary dobry rock przystało) zaczynamy dość wrzaskliwie. "High Flyin' Bird". A jednak mimo swej piskliwości ten kawałek budzi pozytywne emocje... ciekawy tekst, gitarka solo cały czas pięknie rżnie... głos wokalisty (ciut chrapliwy) przeplata się z głosem panny Slick (wspomnianej wokalistki)... efekt fantastyczny. Piosenka porusza, zaciekawia... intryguje. Nie wiem czemu. Pewnie dlatego, że to Jefferson Airplane.
"Today" to już klasyczna, rockowa ballada. Od początku nasze zmysły koi śpiew pana Balina, aby przejść w chórek gdzieś w połowie. Delikatna gitara, subtelna perkusja... czy mogę powiedzieć więcej? Żelazna pozycja!
"She Has Funny Cars"... i znowu specyficzny styl Airplanów. Nie mam słów na ten kawałek. Fantastyczny.
Dalej znowu wolno, mimo że początek "Don't slip away" nie zapowiada takiego rozwoju piosenki. Mimo to ballada jak się patrzy, pełna uczucia, pełna ekspresji... pełna pięknych dźwięków.
Nie ma sensu opisywać każdego kawałka z osobna... z sentymentu do ich twórczości i tak opisałem już zbyt dużo utworów. Powiem tylko, że do kawałka 10 mamy niezłą, rockową jazdę, która poraża ekspresją.
Ale dziesiątka to już K2 geniuszu. Mount Everest ekspresji. Kilimandżaro rockowej potęgi. Chowajcie się Betlesi, gińcie Rolling Stonesi, bo oto nadchodzi Jefferson Airplane ze swym hitem "Somebody to Love". Mistrzostwo świata. Piosenka napisana od początku do końca przez wokalistkę. Totalny odlot. Ona najmniej nadaje się do gry, bo nie sposób się od niej oderwać. Nie sposób wymazać jej ze swej głowy. Miodzio. Orgazm to mało powiedziane.
I jeszcze jeden numer, o którym napisać muszę. Kolejny wielki przebój zespołu, który to przebój rozpoznają wszyscy miłośnicy filmu "Las Vegas Parano" ("Fear And Loathing In Las Vegas"). Mowa o "White Rabbit". Najbardziej niepokojący utwór w ich dorobku, najdziwniejszy utwór w ich dorobku, najdziwniejszy i najbardziej przerażający tekst w ich dorobku. Zespół cały czas gra w rytm tanga, a Slick śpiewa tekst (własny) na podstawie "Alicji w krainie czarów". Ale ich alicja nabiera dziwnie schizowego klimatu. Nie jest to już opowieść o niewinnej dziewczynce, która szerzy dobro w surrealistycznym świecie (swoją drogą uwielbiam tą opowieść!!), lecz wspaniała, klasyczna podróż w głąb krainy przesiąkniętej lękiem, i narkotycznymi oparami. Nie byłbym sobą, gdybym nie napisał, iż jest to ulubiony kawałek mojego jedynego guru Philipa K. Dicka. Wystarczy przeczytać tekst...

"one pill makes you larger
and one makes you small
and the one that mother gives you
don't do anything at all
go ask Alice, when she's ten feet tall"


i tak dalej, aż do momentu, w którym świat zaczyna się walić, "proporcje umierają" a Slick wykrzykuje wściekle i niepokojąco "KEEP YOUR HEAD"... brak mi słów.
Polecam tą płytę mimo wszystko. Mimo to, że nie pasuje do klimatu (nie cała). Jednak grać się przy niej da. Zapewniam!



Dzialalnosc zawieszona