Główna
Warhammer ogólnie
Królestwo
Biblioteka
Kopalnia
Elfie siedliszcze
Obóz goblinoidów
Bestiariusz
Laboratorium Maga
Karczma
Akademia wojny
Komnata wiedzy
Gildia błaznów
Galeria
Rozdroża

Techniki manipulacji
Wypożyczalnia bagażników dachowych





Kapela: Haggard
Tytuł płyty: Awakening the centuries

Piosenki:
1. Rachmaninov: choir
2. Restilencia
3. Heavenly Damnation
4. The final victory
5. Saltorella La Manuelina
6. Awaking the centuries
7. Statment zuz lope ner musica
8. In a fullmoon procession
9. Manuet
10. part I.: Prophecy Fulfilled
part II.: And the Dark Night Entered
11. Courante
12. Rachmaninov: choir

Coś wspaniałego. Tą produkcją Haggard awansował w mojej własnej hierarchii i to znacznie. Ta płyta to arcydzieło gotyku. Zwróćcie uwagę, iż nie piszę "rocka gotyckiego", bo Haggard nie ma wiele wspólnego z rockiem.
Na tej płycie jest dosłownie wszystko, czego do szczęścia potrzeba. Jest niezłe intro i outro, są utwory instrumentalne, których kompozycja zachwyci niejednego fana muzyki gotyckiej, są piękne teksty, jest wspaniała skala operowa wokalistki, jest głęboki growl wokalisty... ahhh... gdyby wszystkie zespoły gotyckie prezentowały tak wysoki poziom, może zainteresowałbym się poważniej tą muzyką. Dla mnie Haggard to na polu "muzyki dawnej" absolutny faworyt! Ale to nie koniec atrakcji. Aby w pełni docenić tą płytę, trzeba posłuchać utwory tytułowego. Wstęp na smyczki, które przechodzą w smętne brzmienie fortepianu, połączone z przejmującym głosem wokalistki. I nagle... wchodzą gitary, operowa skala panny przy mikrofonie zmienia się w piekielny growl wokalisty. Wykrzykuje on (chyba) angielskie teksty, których nie jestem w stanie zrozumieć, i wcale tego nie żałuje. Trochę razi perkusja... mogłaby być "głębsza"... bardziej... hmm... mogłoby być więcej grania stopą niż po garach. No ale nic nie jest idealne. Następnie wokal przechodzi w blackowy skrzek, by znowu wybuchnąć growlem w rytm smyczków... rany... prawdziwe cudo.
Następnie znowu wszystko się uspokaja, wokalistka zaczyna gustownie "piszczeć" w wysokim C... znowu pierwsze skrzypce gra fortepian (bez sensu :P!) i znowu nasze zszargane nerwy doznają ukojenia. Fortepian ustępuje miejsca gitarze akustycznej, a wokalista zaczyna łagodnym głosem powiadać nam swoją historię. Lecz i to nie trwa długo, znowu wszystko wiruje by po chwil wybuchnąć miażdżącymi gitarami i growlem.
A outro to już prawdziwe arcydzieło.
Niespotykany klimat tej płyty zostawi w was niezatarte wrażenia, i będziecie jej słuchać ciągle i ciągle.

Polecam!!



Dzialalnosc zawieszona