Główna
Warhammer ogólnie
Królestwo
Biblioteka
Kopalnia
Elfie siedliszcze
Obóz goblinoidów
Bestiariusz
Laboratorium Maga
Karczma
Akademia wojny
Komnata wiedzy
Gildia błaznów
Galeria
Rozdroża

Techniki manipulacji
Wypożyczalnia bagażników dachowych





Kapela: Cannibal Corpse
Tytuł płyty: Worm Infested

Piosenki:
1. Systematic Elimination
2. Worm Infested
3. Demon's Night
4. The undead will feast
5. Confessions
6. No remose

Właściwie nie jest to album sensu stricte. Jest to Ep'ka, wydana chyba już po ostatniej płycie "Gore Obsessed". I co ciekawe nie można jej kupić w żadnym sklepie. Jest dostępna jedynie w sprzedaży wysyłkowej na oficjalnej stronie internetowej kanibali, bądź też na koncertach. Składają się na nią trzy nowe kawałki (odrzuty z sesji nagraniowej do "Gore obsessed") oraz trzy, prześwietne covery sław światowego trashu i deathu (bo w końcu mamy tu taki skład jak Accept, Posessed czy Metallica, a w końcu te nazwy mówią same za siebie).
Wielu z was z pewnością rozpoznało kilka tytułów z wyżej wymienionych. Tak, to nie żart. Cannibal wziął na warsztat trzy kawałki innych zespołów, niekoniecznie deathowych, i... wychodzi im wyśmienicie!! Oczywiście coverami są tutaj Demon's Night (Accept), Confessions (Posessed) no i oczywiście No Remose (Metallica). O ile Confessions jest kawałkiem deathowym (choć nawet nie znając go, ani nawet nie znając Posessed słychać, że nie jest to kompozycja kanibali) i nie wyróżnia się za bardzo pośród innych deathowych na płycie, to Demon's Night i No Remose to klasyczne kawałki trashowe, i wykonaniu starszych już panów z Cannibal Corpse brzmią dziwnie świeżo, i (nie byłbym sobą, gdybym tego nie powiedział) wspaniale. Przy Accept można naprawdę rozłupać sobie czachę o ścianę!! Pół orgazmu. Te galopujące gitary, ten wgniatający w ziemię riff... te zwolnienia. Oczywiście to wszystko zasługa Accept a nie Cannibali, lecz w ich wersji jest jeszcze potężniej. Nawet wokal Fishera (którego moim zdaniem przyjemniej się słucha, niż jego poprzednika na tym stanowisku Chrisa Burnes'a) jakoś tak... pasuje, mimo że to utwór trashowy.
Ale Metallica to już po prostu kosmos. Płytę tą nabyłem na koncercie (w kwietniu w Proximie) i jakoś tak z radości nie spojrzałem na spis kawałków. W chwili gdy do moich uszu doszedł znajomy łomot z No Remose umarłem. "Zaraz... ja to znam"... a jak Corpsegrinder zaczął ryczeć, to się popłakałem z radości po prostu. Ale miażdżą. Takiego walca Metallica nigdy by nie wydobyła z tego kawałka. Nie chodzi mi nawet o wokal, lecz ustawienie instrumentów (tak charakterystyczne dla opisywanego zespołu) powoduje, że utwór brzmi sto razy ciężej, i chyba nawet lepiej.
Moje zachwyty nad coverami nie znaczą, że autorskie kompozycje dziadziów są do dupy. Ależ skąd!! Z tym, że przyzwyczaili nas oni do konkretnego grania, i ich utwory nie są ani nowatorskie, ani przełomowe, ani już nawet oryginalne. Mimo to są oni ikoną jeśli chodzi o death, i to nie bez powodu. To, że każdy kawałek jest podobny do drugiego, to już standard u nich, więc nie ma się o co czepiać. Tak jest, i niech tak będzie, bo w końcu za to wszyscy (prawie wszyscy J) ich kochają.
Płyta niezaprzeczalnie warta posłuchania, chociażby dla deathowych klasyków trashu. Miód, i - co rzadkie u kanibali - zaskoczenie.
Polecam.




Dzialalnosc zawieszona